nazywali go polskim szaleńcem

Wspomina o. Michael Kelly SJ

 

Przyjechałem do Rodezji Północnej (dzisiejszej Zambii) pod koniec sierpnia 1955 roku, a dwa tygodnie później, 11 września, miała się odbyć konsekracja ojca Adama Kozłowieckiego na biskupa. Już wcześniej, 4 czerwca, został mianowany wikariuszem apostolskim Lusaki. W 1959 roku został promowany na pierwszego arcybiskupa i metropolitę Lusaki. Był arcybiskupem Lusaki przez kolejnych 10 lat. Dlaczego tak krótko? Czuł bardzo mocno, że jest biskupem imigrantem. Uważał, że powinien zejść z drogi miejscowemu duchowieństwu tak szybko jak to możliwe, bo stolica miała swojego zambijskiego biskupa. Kardynał Adam żył Ewangelią: on musi wywyższyć Pana i musi umniejszać siebie, wedle jego biskupiego motta „In nomine Domini” tzn. „W imię Pana”. Próbował siebie umniejszyć i prosił Rzym wiele razy przy różnych okazjach, aby umożliwić mu przekazanie archidiecezji Lusaki lokalnemu biskupowi Zambijczykowi. Watykan zgodził się na to dopiero w 1969 roku. Fakt przejścia arcybiskupa na emeryturę, by Zambijczyk został biskupem Lusaki, pokazuje, jakim pokornym był człowiekiem. On sam pozostał w Zambii jako zwykły misjonarz. Sam często powtarzał, że nie przyjechał do Zambii po godności, lecz by głosić Dobrą Nowinę.

Chciał wszystkiego najlepszego dla lokalnej ludności, niczego dla siebie. Będąc jeszcze młodym biskupem, zaledwie 3 lata po konsekracji, napisał z innymi biskupami list pasterski do katolików wszystkich ras w Rodezji Północnej zalecając im zjednoczenie, wspieranie się i pomaganie, przypomniał im również o prawach, potrzebach i godności Afrykanów. Był zawsze bardzo stanowczy i sam mówił, że rząd kolonialny Rodezji Północnej, Rodezji Południowej i Nyasalandu, który był białym rządem supremacji w tamtych czasach, postrzegał go jako ranę na ciele, szpilę w ich oku, ponieważ on zawsze przypominał o prawach i godności Afrykanów i chciał by mogli żyć w wolnym i niepodległym kraju.

Arcybiskup Adam Kozłowiecki czuł się odpowiedzialny za wszystkie aspekty życia Zambijczyków, czyli za szkolnictwo, za służbę zdrowia, za służbę socjalną i kulturalną infrastrukturę. Były one obecne, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Nawet sklepy, jak twierdził, powinny być bardziej dostępne dla ludzi miejscowych. Uważał, że powinien być lepszy transport. Chciał i dążył do tego, by nie było podziałów w autobusach, by ludzie siadali, gdzie chcą. Kardynał Adam chciał, by Afrykanie byli traktowani na równi z białymi. Kolor skóry, rasa nie są istotne, istotne jest to, że jesteśmy istotami ludzkimi i dziećmi bożymi. Pragnę również podkreślić to, iż kardynał Adam nie tylko zabiegał o równość Afrykanów i Europejczyków, ale także o równość Afrykanów i afrykańskich kobiet. Praca dla kobiet, umożliwienie im wstępowania do zgromadzeń żeńskich, opiekowanie się nimi w związkach małżeńskich i w życiu rodzinnym były bardzo istotną częścią jego działalności.

Był skutecznym adwokatem ludzi, szczególnie tych uciśnionych i prześladowanych, a tacy byli w tym czasie Afrykanie. Innym sposobem, w jaki zademonstrował swoje zdanie, było wybranie na swojego sekretarza ojca Paddy Walsha, irlandzkiego jezuity. Kardynał Adam Kozłowiecki wspierał bardzo mocno przywódców i cały ruch niepodległościowy, ale nie mógł robić tego bezpośrednio, gdyż mógłby zostać deportowany. Był bardzo szczęśliwy, że może tego dokonać za pośrednictwem ojca Walsha. Wspierał niepodległościowego przywódcę Kennetha Kaundę. Kardynał razem z ojcem Walsh’em raz nawet zawiózł żonę Kennetha Kaundy z nowo narodzonym dzieckiem, w tajemnicy przed Brytyjczykami, z Lusaki do Salisbury (dzisiaj Harare), gdzie przyszły prezydent niepodległej Zambii był osadzony w federalnym więzieniu. Tych dwóch jezuitów, pracujących razem, bardzo mocno wsparło ruch niepodległościowy i wolnościowy. Taką to drogą kardynał Adam kroczył ku niepodległej Zambii.

Kiedyś kardynał Adam sam powiedział, że przysparzał rządowi kolonialnemu tylu problemów, że nazywali go polskim szaleńcem. Irytował ich na tyle mocno, że przyczepili mu taką etykietę.