Teoretycznie w Zambii edukacja na poziomie podstawowym jest obowiązkowa i powinna być darmowa, ale w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Rodziny w Zambii są wielodzietne. Każda rodzina ma od pięciorga do dziesięciorga dzieci. Wtedy, kiedy te wszystkie dzieci powinny zacząć chodzić do szkoły, dla rodziców jest to naprawdę ogromny wydatek, żeby zapewnić swoim pociechom buty, książki, długopisy, zeszyty. Szczególnie w tych starszych klasach, od klasy piątej wzwyż.
Warto wspomnieć, że utrzymanie i budżet rodziny zależy od zbiorów kukurydzy. Wtedy, kiedy pora deszczowa w Zambii jest słaba, nasi ludzie, moi parafianie, mają tych zbiorów naprawdę mało. Tak jak było to w zeszłym roku. Pora deszczowa była nieregularna i krótka. Średnio rodzina w Zambii zebrała od 10 do 20 worków kukurydzy, a jeżeli chcemy kupić dla jednego dziecka buty, to na ten cel trzeba sprzedać 3 worki kukurydzy. Jeżeli odejmiemy od 20, które mają wystarczyć na cały rok, 3 dla jednego dziecka tylko na buty, to zobaczymy, że nie wystarczy pieniędzy z zebranej kukurydzy, żeby wszystkie dzieci mogły chodzić do szkoły. Jest to olbrzymi problem do przezwyciężenia.
Opłaty w szkole na poziomie podstawowym nie są wygórowane, ale też trzeba wtedy jakoś tam pomóc szkole z ewentualnymi remontami, budowaniem nowych klas, bo dzieci przybywa, a klas w szkołach podstawowych czy domów dla nauczycieli jest ciągle za mało. Bo każdy nauczyciel w Zambii, przychodząc do szkoły, powinien mieć zapewnione mieszkanie.
Drugim takim podstawowym problemem, jeśli chodzi o edukację w Zambii, jest dystans, który muszą pokonywać dzieci, chodząc do szkoły. Zambia, gdy popatrzymy na mapę, jest dwa razy większa od Polski, a zaludnienie jest takie bardzo punktowe. Żeby zapewnić wszystkim mieszkańcom Zambii i ich dzieciom edukację, tych szkół powinno być coraz więcej, ale niestety w tej chwili dystans, który muszą pokonywać dzieci, idąc do szkoły, jest dosyć duży. Średnio dzieci, które mieszkają dalej od miasta, muszą iść od 7 do 15 km. Są też takie tereny chociażby w mojej parafii, na terenie bagiennym, zwanym lukanga swam, gdzie jeszcze nie ma szkoły. Te dzieci nie mają absolutnie żadnej możliwości na edukację. Dojrzewają bez chodzenia do szkoły.
Nawet w tych szkołach, które ja znam, które są usytuowane na terenie mojej misji, średnio w każdej klasie jest około 100 dzieci na jednego nauczyciela. Myślę, że nauczyciele, którzy są zmotywowani do nauki w takiej klasie, wybierają najzdolniejszych uczniów i z nimi pracują. Nie są w stanie pracować z całą klasą, dlatego pewne dzieci już na samym starcie są pozbawione możliwości zdania do kolejnej klasy i kontynuowania szkoły średniej. A nawet ci zdolniejsi, którzy już mogą czy są w stanie zdać egzaminy do szkoły średniej, niestety, spotykają się z ogromnym problemem, jeśli chodzi o zapłacenie czesnego.
W dobrych szkołach, a są to szkoły z internatem, czesne jest absolutnie zbyt wysokie. To nie jest tak, że rodzice mogą spróbować zacisnąć pasa, żeby zapłacić dzieciom czesne i kupić wszystkie podstawowe rzeczy. Tych rodziców naprawdę nie stać. Nawet gdyby całą kukurydzę, którą zbiorą, sprzedali, to i tak nie będą w stanie opłacić czesnego dla jednego dziecka w szkole średniej z internatem.
W tej chwili, myślę, pojawia się duża przepaść, duży rozdźwięk między tymi ludźmi, którzy mieszkają w miastach, a tymi, którzy mieszkają, my to tak potocznie mówimy, w buszu, w wioskach. Te dzieci, które mają rodziców, którzy są już po szkołach średnich, którzy mają jakiś zawód, otrzymują pensję, mogą dalej kontynuować edukację. A dzieci, których rodzice mieszkają w wioskach, absolutnie nie mogą przebić się do tego, aby ukończyć szkołę średnią. Konsekwencją tego jest, że w miastach, mimo wszystko, jakoś ten poziom edukacji, poziom życia idzie do góry, rozwija się, ale, niestety, w wioskach, tak jak zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu, tak pozostaje. I to nie dlatego, że dzieci się nie uczą czy rodzice nie chcą płacić za dalszą edukację dzieci, po prostu nie są w stanie. To jest dla nich nie do przeskoczenia.
Nawet dla nas, gdy chcemy pozyskiwać jakieś fundusze na dalszą edukację dzieci, szczególnie w szkole średniej, jest to ogromnie trudne, bo koszt opłacenia czesnego, kupienia mundurka, butów dla jednego dziecka w szkole średniej wynosi koło 1000 dolarów. To jest wielki wydatek. I musimy praktycznie zbierać od kilku osób, od kilku rodzin na opłaty dla jednego dziecka.